Reportaż I cz. 1. (Toruń)

Krystyna Lewicka-Ritter

„W KUJAWSKO-POMORSKIEM – Z OSKAREM KOLBERGIEM POD RĘKĘ” *

Muzeum Etnograficzne

im. Marii Znamierowskiej-Prüfferowej w Toruniu.

PARK ETNOGRAFICZNY W CENTRUM TORUNIA

      TORUŃ, POCZĄTEK XXI WIEK, miasto tętniące życiem. Wielkomiejski ruch. Tramwaje i autobusy, pędzące auta, spieszący się ludzie… Tuż obok tego zgiełku, w centrum miasta, w enklawie zieleni, na niespełna dwuhektarowej powierzchni, zupełnie inny świat. Drewniane chałupy, obory i stodoły kryte strzechą, ogrodzone drewnianymi płotami. Widoki jakby przeniesione z obrazów mistrza Józefa Chełmońskiego, Maksymiliana Gierymskiego czy Wojciecha Gersona. Stoję pośród tych urokliwych pejzaży, do których przeniosłam się, jakby w wehikule czasu, prosto z tętniącej życiem toruńskiej ulicy. To przepiękne miejsce! Jedyny taki w Europie Park Etnograficzny w centrum tętniącego życiem miasta! W latach 60. ubiegłego wieku pojawiły się tu pierwsze, przenoszone z regionu, chłopskie chałupy. Dzisiaj znajduje się tutaj 19 dużych budynków i blisko 30 obiektów małej architektury, w tym różnego rodzaju płoty, piece: smolarski, chlebowy i garncarski, studnie a także przydrożne kapliczki. Prezentowane obiekty oraz przedmioty wyposażenia wnętrz pochodzą z Kujaw, Borów Tucholskich, Kociewia, Ziemi Chełmińskiej, Michałowskiej i Dobrzyńskiej, Pałuk, a także Kaszub. Wszystko to razem tworzy fantastyczny krajobraz!

         PARK ETNOGRAFICZNY jest częścią założonego w 1959 roku, przez Marię Znamierowską-Prüfferową, toruńskiego Muzeum Etnograficznego. I podobnie jak stała wystawa w budynku Arsenału – zatytułowana „Tajemnice codzienności” czy Park Etnograficzny w Kaszczorku i Olenderski Park w Wielkiej Nieszawce, pokazuje jak w XVIII oraz XIX i jeszcze długo w XX wieku wyglądało życie na polskiej wsi. Przechadzając się alejkami tego wspaniałego kompleksu, zaglądając do chat i innych obiektów, trudno oprzeć się refleksji, jak wielka cywilizacyjna rewolucja dokonała się na wsi na przestrzeni minionych dwóch wieków. Przecież w tych, dzisiaj jakże sielsko wyglądających chałupach, żyli i pracowali nasi przodkowie. Kim byli… O czym rozmawiali siedząc na twardych drewnianych zydlach. Kto ich nauczył wyplatania koszy z wikliny, lepienia glinianych naczyń. Jak bardzo musieli tęsknić za pięknem, ozdabiając swoje chaty wycinanymi z papieru firankami czy wieszając na ścianach święte obrazy domorosłych artystów… Czuję ich obecność… Są tu na pewno…

           OTO ZAGRODA KUJAWSKA z przełomu XVIII i XIX wieku. Chałupa kujawska, jako pierwsza w latach sześćdziesiątych XX wieku stanęła na tym terenie, przeniesiona ze wsi Rakutowo. Do jej urządzenia Pani Profesor Maria Znamierowska-Prüfferowa zaprosiła kujawskie gospodynie, które mieszkały w takich chałupach i wiedziały w co je wyposażyć, korzystając z muzealnych zasobów magazynowych. W obrębie tej kujawskiej zagrody była także oryginalna stodoła z 1806 roku ze wsi Kowal. Niestety po pożarze w 2005 roku, jest to już tylko jej rekonstrukcja. Podobnie jak stojący w kujawskim obejściu budynek inwentarski. Maleńkie okna i niskie drzwi, mające zimową porą zatrzymać jak najwięcej ciepła, to bardzo charakterystyczne cechy wiejskiego budownictwa z tamtego okresu. Nieopodal tej zagrody, kolejny z najstarszych budynków w Parku – okazały, pokryty piękną strzechą, spichlerz dworski z Bronisławia, z naddrzwiową inskrypcją: ANNO + IHS 1767

         JAKŻE UROKLIWIE PREZENTUJE SIĘ DZISIAJ dawne wnętrze kujawskiej chałupy wyposażonej w przedmioty codziennego użytku: drewniane łóżka, puszące się na nich pierzyny i poduchy, skrzynie na pościel czy kołyskę dla niemowlęcia. W izbie, gdzie toczyło się codzienne życie gospodarzy – klepisko. Przechodzimy stąd do maleńkiej, ciasnej kuchni. Tu przygotowywano strawę, a często i spożywano posiłek. Naczynia drewniane lub gliniane zachowały jeszcze swe kolory. Widać też na nich drobne rzeźbienia. To odwieczna tęsknota żyjących w tamtych wiekach mieszkańców wsi – chłopów z dziada pradziada, ich żon i matek – do świata piękna i estetyki. W izbie paradnej, którą otwierano tylko od święta, jest już drewniana podłoga. W jednym rogu obowiązkowy w każdej chacie, pięknie ozdobiony kwiatami z krepiny – święty kąt z dewocjonaliami. Miejsce codziennej modlitwy całej rodziny.  Wiszący u powały słomiany pająk, symbol bożonarodzeniowych kujawskich ozdób. Obok tej izby jest komora, gdzie przechowywano sprzęty potrzebne w gospodarstwie. Tutaj także spał parobek.

        KOLEJNE ZAGRODY I BUDYNKI: Zagroda kaszubska oraz tucholska z chałupą i stajnią  ze wsi Sucha z Borów Tucholskich. One także wyposażone są w ciekawe ekspozycje przedmiotów z minionych wieków. W obejściu tucholskim stodoła ze wsi Mikołajskie z początku XVIII wieku(sic!). To jeden z najstarszych obiektów drewnianego budownictwa gospodarczego w Polsce Północnej! Niezwykle ciekawe są tu pokrycia dachowe budynków gospodarskich tzw. dartą deską, mocowane do łat dachowych drewnianymi kołkami zwanymi dyblami.

        IDĄC DALEJ widzimy chałupę z Kociewia z połowy XIX wieku oraz kurną chatę z Borów Tucholskich (kurna, bo bez komina, z otwartym paleniskiem w środku). Obie stojące w pobliżu górującego nad Parkiem wiatraka, tzw. „koźlaka”. Ten został pozyskany jeszcze przez panią Profesor Prüfferową w latach 60. ze wsi Wójtówka na Kujawach. Pani Profesor w dzień przed Wigilią osobiście wybrała się do tej wsi, by uprosić młynarza o sprzedaż młyna skansenowi. Nie trzeba mówić, że wtedy taka podróż PKS-em nie była łatwa. I tym właśnie oraz zapewne przedwigilijną, świąteczną atmosferą, urzekła twardego młynarza, który, acz niechętnie, ale jednak, rozstał się ze swoim „skarbem”. Ten jednak stanął w Parku dopiero w roku 1992. Do czasu jego rozbiórki i przeniesienia – w 1989 roku – opiekował się nim pan młynarz.

       W SĄSIEDZTWIE WIATRAKA, pyszni się także swą dawną świetnością młyn wodny z przełomu XIX i XX wieku, ze wsi Strzygi na Ziemi Dobrzyńskiej oraz dawna kuźnia z Ziemi Chełmińskiej z II poł. XIX wieku. Dumna ze swego zawieszonego nad drzwiami hasła: BOGU NA CHWAŁĘ, BLIŹNIEMU NA POMOC, remiza Ochotniczej Straży Pożarnej z Ziemi Chełmińskiej, zaprasza do wnętrza, gdzie, wciąż sprawna, zacnie prezentuje się ręczna pompa, używana niegdyś do gaszenia pożarów.

         KUSTOSZ EWA TYCZYŃSKA – oprowadzająca mnie po Parku i opowiadająca te wszystkie wspaniałe historie –  wie prawie wszystko o tych obiektach. – Dużą trudnością jest dla nas – mówi – wyposażanie obiektów ich dawnymi elementami. Po rozbiórce wiekowych chałup, na przykład, nie wszystkie one nadają się do przeniesienia. Stąd musimy je uzupełniać nowym drewnem. Ale to już nie to samo. Bo współczesne, już nie takie jak dawniej. Również słoma na strzechy. Kiedyś była ona gruba, długa, bardziej wytrzymała. Teraz już takiej nie ma! Chętnie więc podjęlibyśmy współpracę z rolnikami, którzy zasiewaliby dla nas dawne gatunki żyta, byśmy właśnie mogli pozyskać taką słomę na strzechy. One przecież tu także przez lata niszczeją i musimy je wymieniać czy naprawiać. Podobnie mamy kłopot z uzyskaniem pęcherzy wołowych, którymi jeszcze do niedawna wypełnione były otwory okienne w kurnej chacie. Przepisy sanitarne uniemożliwiają nam dzisiaj zastosowanie w tej chacie „szybek” z wołowego pęcherza. A ochrona mchu w lasach nie pozwala nam na uszczelnienia bierwion w ludowym budownictwie właśnie mchem, bo ten jest pod ochroną! Liczymy, że może polscy leśnicy pomogą nam i uruchomią jakąś szkółkę leśną z uprawą mchu dla muzealników.

      INNE „BOLĄCZKI” MUZEALNIKÓW, które wymienia jeszcze pani kustosz to, brak rzemieślników: cieśli, zdunów, dekarzy,  którzy potrafią zgodnie z dawnymi tajnikami położyć np. słomianą strzechę czy ręcznie, toporem, wyciąć choćby podcieniowe bale. Brak też kowali ręcznie kujących gwoździe, a te są tutaj bardzo potrzebne przy przenoszeniu i rekonstrukcji obiektów.

       Przechadzam się w moim kujawskim stroju po tym nieprzeciętnie fantastycznym Parku Etnograficznym i oczami duszy „widzę” niegdysiejszych mieszkańców tych chałup. Jak musieli być twardzi i wytrwali, żyjąc i pracując w czasach, w których luksusem była drewniana podłoga i szklane szyby w oknach. Z podziwem odnoszę się do tych wszystkich, którzy przez lata przenosili tu, do skansenu, te wszystkie chaty i przedmioty. Jakby w odpowiedzi słyszę, gdy pani kustosz mówi:

MY, MUZEALNICY JESTEŚMY JAK MISJONARZE. Nie szczędzimy godzin ni dni, by jechać w teren i pozyskiwać kolejne obiekty. Taka rozbiórka to praca w kurzu, często w różnych warunkach atmosferycznych, bez chwili wytchnienia, by zdążyć na przykład przed deszczem czy burzą. Ale za to później jest ta cudowna satysfakcja i zachwyt, przyjeżdżających nawet z dalekiego świata gości, tym, co ocaliliśmy od zapomnienia. Teraz od 2018 roku udostępniamy także zwiedzającym Olenderski Park Etnograficzny w Wielkiej Nieszawce, gdzie są już trzy zagrody osadników z Niderlandów, Fryzji i Niemiec, którzy w XVI i XVII wieku znaleźli w Polsce schronienie, m.in. przed religijnymi prześladowaniami. Osobiście brałam udział w przenoszeniu wszystkich olenderskich budynków. Ale moją największą satysfakcją jest fakt, że gdy urządzaliśmy wnętrze jednego z nich, pomagała nam w tym wnuczka właścicielki tej chałupy, którą przed II wojną była Helena Becher. Przyjechała ona na wycieczkę do Polski i gdy dowiedziała się, że właśnie urządzamy chałupę jej babci, zrezygnowała z wycieczki i pozostała z nami, by opowiedzieć nam jakie sprzęty i przedmioty w tym domu były i gdzie one stały przed laty. Serdecznie więc zapraszam czytelników tego reportażu, także do Wielkiej Nieszawki.

       MISJĄ TORUŃSKICH MUZEALNIKÓW JEST dbałość o wiarygodność historyczną każdej ekspozycji. By ją zapewnić, nawet kwiaty w ogródkach, przy parkowych chałupach, sadzi się i sieje takie, jak drzewiej bywały. Po najstarsze przedmioty, gotowi oni są jechać wiele set kilometrów, by zdobyć tylko ten najcenniejszy historycznie okaz,. Pani kustosz opowiada historię swej koleżanki-muzealniczki, która w czasie poszukiwań w terenie, odnalazła u jednej z gospodyń stare butelki z oryginalnymi nalepkami, które ją zachwyciły. Prosiła panią gospodynię o ich przechowanie przez kilka dni. Jakież było jej zdziwienie, gdy wracając po nie, zastała butelki… pięknie umyte i pozbawione owych historycznych etykiet!!!

      MOJA TORUŃSKA, REPORTERSKA WYPRAWA do świata minionych wieków, pełna jest cudownych refleksji. Jeszcze jedno spojrzenie na pyszniący się drewnianymi skrzydłami wiatrak, na sielskie dziś chałupy ze strzechami i… jeszcze tylko zdjęcie przed kujawską chałupą. Może 150 lat temu, tak ubrane w swe kujawskie stroje, wychodziły do kościoła dawne Kujawianki? Może???

 Opuszczając Park… też może tylko wydawało mi się, że zza papierowej firanki, przygląda mi się jakaś starsza pani, która z uśmiechem pokiwała mi swą spracowaną ręką… Uwierzyłam wtedy, że w toruńskim Parku Etnograficznym nie tylko przemawiał do mnie TAMTEN CZAS, ale i TAMCI LUDZIE, nasi PRAPRAPRAPRZODKOWIE. Gdy będziecie w Toruniu, odwiedźcie ICH koniecznie.

                                      Krystyna Lewicka-Ritter, Wasza Kujawianka

      Spacerowałam z duchami przodków po tym skansenie i wyobrażałam sobie jak w tych chałupach świętowano Wielkanoc. Odpowiedź znalazłam u Oskara Kolberga w tomie III. cz. 1. „Dzieła wszystkie – Kujawy”. 

Dyngus . Przywołówki

           „W drugie święto Wielkanocne rozpoczyna się znany powszechnie u nas zwyczaj Dyngusu. W poniedziałek parobcy oblewają wodą. dziewki, we wtorek zaś dziewki podobnież odpłacają się parobkom. Już w niedzielę wieczór (to jest w pierwsze święto), parobcy pożyczają ze dworu dziedzica miednicę metalową lub coś podobnego brzęczącego, włażą z tem na dach chałupy (zwykle karczmy) i brząkając w nią, niby w bęben, wywołują imiona i nazwiska tych dziewek, które jutro mają być oblewanemi. Igraszką tą zajmuje się osobliwie dwóch najsprawniejszych i najpsotniejszych chłopców. Z tych jeden stoi na dole (przed sienią chałupy) i gada do góry imiona i nazwiska drugiemu, który stoi na dachu, wymieniając kolejno dziewki, podług numerów chat, np. Walkówna S., Józefka B., Maryśka D., i t. d., z dołączeniem stosownej uwagi, która z nich jest porządniejszą, lub mniej porządną.

Oczywiście, że osobistość i stosunki grającego ową rolę, dają mu szerokie pole do spostrzeżeń i przycinków, szafowanych wedle własnego widzenia i dowcipu. Jeśli wymieni którą dziewkę z uwagą, że ta jest bardzo niechlujną, że się nie umywa, nie czesze i t. p., wówczas towarzysz jego, na dachu stojący wykrzykuje: „Zaprzątajcie konie, woły, bo wywieziema fafoły—Maryśki Dorędowny!—a brać na nią cztery fury piasku (do szorowania),— pięć fur pyrzu (na wiecheć), dwadzieścia kubłów wody i mydliska, do wypłókania w gnoiska\— cztery długie grace, do wymiatania w s . . cze, bo-ć czarna’. —Jeśli na dole stojący, wymieni porządniejszą dziewuchę, wtenczas ów na dachu, mniejszą ilość naznacza wody, piasku, mydła i t. d. Czasem wykupi się która z nich kwartą wódki, że jej imie i nazwisko z chlubą będzie wymienione na dachu, a wtenczas mówi ten na dachu, że ją wódką w karczmie oblać i obmyć trzeba, to jest: poczęstować.

Ta jednak, której imie wcale przy dyngusie nie jest wymienionym, choćby nawet z najgorszej przedstawioną była strony, ma to sobie za wielkie ubliżenie; w nagannem tem zapomnieniu, widzi wyraźną dla imienia i osoby swojej pogardę.

Nazajutrz też rano, wskazane tu dziewki, wyszukiwane i oblewanę są przez parobków, przed których natarczywością wymykają się jak mogą. Biada tej, którą zaraz na wstępie złapią; cały nieraz kubeł lub konew wody, i to nie jeden, pogrąży nieboraczkę od stóp do głowy w mokrym żywiole. Po skokach zaś, rzutach, chichotach, zabiegach i krzątaniu się parobków, uwierzyłbyś, że gotowiby co do joty spełnić to, co w programmacie na dachu uroczyście wygłoszonym, zapowiedzieli.

Mniej daleko gonitwy, a tem  samem i zajęcia przedstawia zabawa wtorkowa. Mężczyznom bowiem łatwiej jest ustrzedz się i uciec od zapalczywości dyngusowej kobiet; lubo zdarza się i tutaj, że na upatrzonego lub nie dość zwinnego parobczaka chluśnie nieraz całe wiadro wody.”

Dziękuję Pani kustosz Ewie Tyczyńskiej za pomoc w realizacji reportażu.

      Życzę Państwu zdrowych i pogodnych Świąt Wielkanocnych oraz dobrego dyngusu!!!

* Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust.1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.