Reportaż XIV. (Prof. Maria Pająkowska-Kensik)

Krystyna Lewicka-Ritter

„W KUJAWSKO-POMORSKIEM – Z OSKAREM KOLBERGIEM POD RĘKĘ” *

WYBITNI ANIMATORZY KULTURY LUDOWEJ

KOCIEWSKA KULTURA WRACA… „POD STRZECHY”

Rozmowa z dr hab. Marią Pająkowska-Kensik, profesorem uniwersyteckim, badaczką  gwary i wybitną znawczynią kultury Kociewia.

      – Pani Profesor, Pani praca naukowa oraz praca wykładowcy akademickiego na uczelniach w Gdańsku i Bydgoszczy przesiąknięta jest – nie boję się tego powiedzieć – miłością do Kociewia, regionu, w którym się Pani urodziła i gdzie wciąż Pani działa na rzecz popularyzacji kociewskiej kultury. To zasługa między innymi wykładowcy z czasu studiów w Uniwersytecie Gdańskim – profesora Bogusława Kreji, który obudził w Pani – Kociewiankę.

      – Studiowałam w Gdańsku w latach 1969 – 1973. Wtedy jeszcze o Kociewiu mówiło się niewiele. Dla określenia tożsamości regionalnej regionu, w którym się urodziłam używano określenia Pomorze południowe. Dopiero profesor Bogusław Kreja uzmysłowił mi, że moja rodzinna wieś pod Świeciem – Sulnówko, to Kociewie. I tak to się zaczęło. Właściwie cały mój naukowy dorobek poświęcony jest Kociewiu, jego kulturze, obyczajom i gwarom, bo tak naprawdę są trzy odmiany gwary kociewskiej – z rejonu Świecia, Starogardu Gdańskiego i Tczewa. To wszystko znajduje odzwierciedlenie w moich publikacjach i artykułach oraz kilku książkach poświęconych regionowi, między innymi w mojej rozprawie doktorskiej pt: „Słowotwórstwo gwar kociewskich”. Jestem też autorką słowników i słowniczków gwar kociewskich oraz książki, będącej pracą zbiorową: „Kociewie, kraina nad Wisłą” wydaną wspólnie z prof. Kazimierzem Tobolskim w 2015 roku w Grucznie, przez Towarzystwo Przyjaciół Dolnej Wisły. W przyszłym roku Uniwersytet Gdański wyda moją kolejną książkę, napisaną wspólnie z moją dawną studentką, dzisiaj profesorem uniwersyteckim w Gdańsku – Różą Wosiak-Śliwą pt. „Monografia Kociewia”. Od kilkunastu lat mam także stałą rubrykę w czasopiśmie „Pomerania”, zatytułowaną „Z Kociewia”, gdzie co miesiąc zamieszczam aktualne felietony. Dużą satysfakcją dla mnie jest przynależność do Komisji Dialektologicznej Komitetu Językoznawstwa Polskiej Akademii Nauk, gdzie mam szansę przedstawiać badania naukowe dotyczące mojego regionu

      – Jest Pani również promotorem wielu prac magisterskich, licencjackich, a nawet doktorskich podejmujących tematykę regionalną.

      – Od roku 1980 do 2016, gdy pracowałam jako nauczyciel akademicki w bydgoskim, dzisiaj już Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego – prowadziłam ponad 50 prac magisterskich dotyczących szeroko pojętej kultury Kociewia, żywotności gwary. Drugie tyle, to prace poświęcone badaniom studentów zajmujących się innymi regionami, między innymi Kujawami, Ziemią Chełmińską. Byłam też promotorem trzech „regionalnych” rozpraw doktorskich: pierwsza poświęcona tożsamości regionalnej na Kociewiu, druga dotyczyła frazeologii w gwarach kociewskich. Trzecia była poświęcona tożsamości regionalnej na Krajnie.

      – W Pani opracowaniach można znaleźć wiele informacji dotyczących nie tylko gwary, ale też kociewskich zwyczajów i obrzędów. Jakie jeszcze pozycje książkowe poleciłaby Pani tym, którzy tak jak panie z Kół Gospodyń Wiejskich w Jeżewie, poszukują źródeł pozwalających na odtwarzanie dawnych tradycji kociewskich?

      – Polecam 3-tomowe wydanie „Słownictwa kociewskiego na tle kultury ludowej” autorstwa ksiądza Bernarda Sychty wydawane w latach 1980-1985, a także jego „Wesele kociewskie”, wydane w 1959 roku, w całości opisane gwarą. Kazimierza Nitscha „Pisma Pomorzoznawcze” wydane 1954 roku, Floriana Ceynowy, który był Kaszubą – „Frantówki kociewskie” z roku 1867, księdza Władysława Łęgi, proboszcza z Gruczna, „Okolice Świecia, materiały etnograficzne” wydane w 1960 roku przez Gdańskie Towarzystwo Naukowe. Ksiądz profesor Stanisław Kujot napisał „Dzieje Prus Królewskiech”, Bogusława Kreji „Nazwy miejscowe na Kociewiu (1988). Szczególnie zaś polecam publikacje Romana Landowskiego: „Nowy bedeker kociewski” wydany w 2002 roku i ostatnio wydane w 2021 roku jego dzieło „Podania, baśnie i legendy z Kociewia, Kaszub i Borów Tucholskich”.

      – Jest Pani postrzegana jako inicjatorka i aktywna uczestniczka wielu ciekawych wydarzeń, które na trwałe wpisały się w kalendarz cyklicznych imprez popularyzujących i utrwalających kociewskie dziedzictwo kulturowe. Mówi się nawet, że Kociewie jest tam, gdzie działa profesor Maria Pająkowska-Kensik, ponieważ we wszystkich ważniejszych ośrodkach kociewskich jest Pani bardzo znana i szanowana. To Pani wymyśliła między innymi nazwę nagrody wręczanej najlepszym działaczom przez Towarzystwo Miłośników Ziemi Kociewskiej, a nazwa tego wyróżnienia brzmi: „Chwalba Grzymisława”. Wspólnie z innymi regionalistami wymyśliła Pani również imprezę pod tytułem Plachandry Kociewskie…

      – Najważniejsze są jednak odbywające się od 1995 roku Kongresy Kociewskie, w których biorę aktywny udział. Są one organizowane przez organizacje pozarządowe i samorządy, co pięć lat, zawsze w innym mieście regionu – w Starogardzie Gdańskim, Tczewie lub w Świeciu. Towarzyszą im ciekawe konferencje naukowe, wystawy, konkursy, występy artystyczne, koncerty. Sześć lat temu, w 2015 roku, zorganizowano pierwsze, rzeczywiście wymyślone przez nas Plachandry Kociewskie, czyli takie mniejsze kongresy, organizowane co roku w mniejszych miejscowościach regionu, na przykład we wsi Wirty w powiecie starogardzkim lub w Grucznie. Połączone są one z występami dzieci ze szkół, z jeściem kociewskim, z występami zespołów folklorystycznych. Celem jest integracja kociewskich działaczy z mniejszych ośrodków.

      Działam także w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim i w Trójmiejskim Klubie Kociewiaków, gdzie między innymi przetłumaczyliśmy na kociewską gwarę kolędy, znane wiersze, a nawet – hymn Unii Europejskiej!

      Jestem również często zapraszana jako juror na wiele kociewskich konkursów, jako prelegent, wykładowca do muzeów czy choćby do Izby Tradycji Ziemi Świeckiej w Świeciu, która 20 lat temu powstała także dzięki mojej inicjatywie. Wiele ciekawych wydarzeń dzieje się na Kociewiu, bo rośnie świadomość regionalna mieszkańców naszego regionu. I to jest niezwykle budujące!

      – Dzieje się tak dlatego, że przetrwały kociewskie tradycje, ponieważ jeszcze w odpowiednim momencie zajęli się nimi badacze, kronikarze swoich czasów. Zapewne poczesne miejsce w ochronie tego dziedzictwa mają i możne rody kociewskie…

      – Wymienię tylko niektóre z nich: ród Czapskich i Konopackich, znanych na Kociewiu posiadaczy ziemskich, współpracujących z kronikarzami swoich czasów i ich wspierający.

      – To duża satysfakcja, gdy może Pani uczestniczyć, w wielu kociewskich spotkaniach i tych naukowych i takich, jak to miało miejsce w Jeżewie, które zorganizowały członkinie z 11 kół gospodyń wiejskich, popularyzujących kociewskie jeście (potrawy) i tradycje. Każda taka inicjatywa służy kształtowaniu świadomości regionalnej, która na Kociewiu jest coraz silniejsza. Można powiedzieć, że kultura kociewska wraca wiejską stecką (ścieżką)… „pod strzechy”.

      – Ważne, by świadomość regionalna budziła się także oddolnie, nie tylko na naukowych kongresach. Cieszy mnie, że coraz więcej osób angażuje się w dzieło ochrony naszej pięknej tradycji. I to zarówno w miastach, jak i na wsiach. Uradowała mnie w Jeżewie inscenizacja dawnego zwyczaju „Gwizdunów kociewskich”, czyli kolędników adwentowych charakterystycznych dla Kociewia, którzy już w adwencie śpiewali kolędy. Cieszy mnie, że kultywowane są również takie kociewskie zwyczaje jak choćby zwyczaj Bożych Ran w Wielki Piątek czyli smaganie po nogach ciernistymi gałązkami, układanie zajęczych gniazdek na Wielkanoc, w których zajączek zostawia prezenty. Nasz regionalny dyngus polega na smaganiu gałązkami brzozowymi po nogach. Nie ma u nas w dyngus, jak na Kujawach, polewania wodą. Wiadrem wody natomiast oblewano woźnicę, który w czasie żniw zwiózł ostatnią furę zboża do stodoły. Żywe też były na Kociewiu jeszcze w XX wieku opowieści o zmorach, które przychodziły w nocy i dusiły ludzi oraz o farmazynach, którymi mieli być rzekomo członkowie Loży Masońskiej, posiadający umiejętność bilokacji, czyli przebywania w dwóch miejscach naraz. Piękny też mamy zwyczaj odwiedzin Maszków weselnych, przybywających na ucztę weselną bez zaproszenia, tuż przed oczepinami. Zamaskowani, najczęściej przy pomocy naciągniętej na twarz pończochy, nieproszeni goście, starali się być nierozpoznawalni, przybywali więc na wesele jako nieme zjawy. Nie odzywali się lub zmieniali swoje głosy i przynosili… złośliwe prezenty. Na przykład młodej pani idącej do ślubu w ciąży, wręczali… butelkę ze smoczkiem, a panu młodemu… marchew, symbolizującą jego nadmierne chucie. Ciekawe, że kociewskie wesele rozpoczynano od słodkiego poczęstunku i kawy. Na początku musiało być kilka tortów i to ich liczba świadczyła o tym, czy wesele było udane czy nie. Dopiero po oczepinach podawano obiad. Rano orkiestra weselna grała „Kiedy ranne wstają zorze” i trzeba było się rozejść.

      Mamy także na Kociewiu nieformalnego patrona regionu, chętnie rzeźbionego przez ludowych twórców. Jest nim święty Roch, którego atrybutami są: anioł, torba pielgrzymia i pies trzymający w pysku kromkę chleba.

      – „Zaraziła” pani regionalną pasją wielu swoich studentów. Ale ma Pani także  satysfakcję jako matka, ponieważ Pani dzieci również chwyciły „ludowego” bakcyla i niejako kontynuują dzieło swojej mamy…

      – Moja córka, Joanna Biniecka jest nauczycielką w Szkole Podstawowej imienia Floriana Ceynowy w Przysiersku i realizuje w szkole wiele zajęć popularyzujących kociewskie dziedzictwo kulturowe, nie tylko w ramach szkolnego programu wychowania regionalnego. Natomiast mój syn, Jarosław Pająkowski, jest między innymi twórcą i organizatorem znanego w województwie kujawsko-pomorskim „Festiwalu smaków” w Grucznie. Jako dyrektor Zespołu Parków Krajobrazowych nad Dolną Wisłą, działa także na rzecz ochrony kultury menonitów. A to dlatego, że na terenie Parku Nadwiślańskiego, w Chrystkowie, znajduje się piękna zabytkowa chata menonicka z 1770 roku, gdzie syn organizuje wiele ciekawych imprez popularyzujących kulturę kociewską i menonicką.

      – A skoro jesteśmy przy rodzinie… Pani teściowa pochodziła z regionu Kosznajderia. To zapomniany dzisiaj region historyczno-etnograficzny województwa kujawsko-pomorskiego, stworzony przez katolickich osadników niemieckich, przybyłych na tereny koło Chojnic, Tucholi, Kamienia Krajeńskiego w XIV – XV wieku. Chciałabym bardzo chociaż o nich wspomnieć, zaznaczyć, że byli tu kiedyś z nami…

      – Na temat Kosznajderii przygotowywałam referat na konferencję naukową organizowaną w 2002 roku w Tucholi przez Uniwersytet Kazimierza Wielkiego. Wyszła później książka, jako pokonferencyjna praca zbiorowa, pod redakcją Włodzimierza Jastrzębskiego, pod tytułem „Kosznajderia, kraina i ludzie”. Opracowanie dotyczyło badań wokół miejscowości Duża Cerekwica, Obkas, Dąbrówka i Ostrowite. To jest bardzo ciekawa pozycja. O Kosznajdrach pisał także w powieści „Psie lata” Günter Grass. A wracając do teściowej, rzeczywiście – Rozalia Kensik z domu Schwanitz, pochodziła z tego regionu. Zachowała się nawet przedwojenna gazeta, należąca do cennych rodzinnych pamiątek, wspominająca o tym rodzie. Pamiętam, że w jej domu sprzątanie było podstawowym obowiązkiem. Porządek i czystość zawsze były na pierwszym miejscu. To zapewne jedna z cech Kosznajdrów. Z ciekawostek o tym regionie mogę też dodać, że w okolicach Ostrowitego wciąż żywa jest legenda o skórzanym moście. Szkoda, że Kosznajderia nie miała tyle szczęścia do pasjonatów, którzy próbowaliby pielęgnować jej dziedzictwo kulturowe, tak jak to ma miejsce na Kociewiu i w innych regionach, które pani tak ciekawie opisuje w swoich reportażach.  

      – Dziękuję serdecznie Pani Profesor za rozmowę i życzę wielu pięknych satysfakcji w dalszej działalności na rzecz popularyzowania i odkrywania dziedzictwa kulturowego nie tylko Kociewia.

Rozmawiała Wasza Kujawianka, Krystyna Lewicka-Ritter

      Kończę ten cykl reportaży europejskim akcentem. Wszak Unia Europejska, to  także Europa Małych Ojczyzn. Takich jak Bawaria, Kujawy, Pałuki i Krajna, jak Alzacja, Bory Tucholskie, Kociewie i Ziemia Dobrzyńska, jak Prowansja, Ziemia Michałowska i Ziemia Chełmińska. We wspólnej Europie wszak wyróżnikiem tożsamości narodowej jest również kultura ludowa regionów geograficznych i etnograficznych. Niech słowa hymnu Unii Europejskiej, przetłumaczone na gwarę kociewską przez Huberta Pobłockiego, ojca znanej polskiej pianistki, zabrzmią nad moim cyklem reportaży zatytułowanym „W Kujawsko-Pomorskiem z Oskarem Kolbergiem pod rękę”. Niech zabrzmią siłą, która – niczym piękna muzyka Chopina – łączy wszystkie kraje świata. Podobnie jak nas regionalistów jednoczy miłość do folkloru, do dziedzictwa kulturowego naszych europejskich Małych Ojczyzn.

ODA DO RADOŚCI

Fryderyka Schillera (1759-1805)

w gwarze kociewskiej.

 

Ło, radości, jiskro bogów,

ty nasz kwsiecie bestrych pól,

śwanta, na twym śwantam progu

śpsiywa ci nasz szkólny chór,

Jasność twoja wszistko zaćmini,

złónczy, co rozdzieli los,

wszistkie ludzie bańdo braćmi

tam, chdzie twój zagada głos.

 

Łóna w syrcu, w żarku, w śpsiywzie

i w uścisku ludzkich rónk,

z niyj najlichszy robón czerpsie,

w niyj najwiankszy niebios króng.

Wstańta, ludzie, wstańta wszandy,

ja nowina halóm wóm:

na niyboskłón patrzta skóndy

rychła radość bleszczi k`nóm.

 

                               Opierając się na klasycznym przekładzie

                               ODY DO RADOŚCI Fryderyka Schillera dokonanego

                               Przez K. I. Gałczyńskiego wersję gwarową nadał jej

                               Hubert Pobłocki

* Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust.1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.